Skip to content

Marta Ostajewska

Aleksandra Chciuk

Artystka Artystce

Marta Ostajewska – Aleksandra Chciuk

Performance na fortepian, drabinę, dwa ciała i dziecko

FORTEPIAN 

Marta Ostajewska: Jesteś artystką audiowizualną, zajmujesz się zarówno dźwiękiem jak i obrazem. Jednym z twoich ulubionych instrumentów jest fortepian. Powiedz dlaczego?

Aleksandra Chciuk: Fortepian to instrument do którego mam duży sentyment. Jest to pierwszy instrument z którym miałam styczność w swoim życiu. To była długa i kręta droga. Ten fortepian, przy którym stoimy… Pierwszy raz byłam w Muzeum Książki Artystycznej mając 8 lat, tata zabrał mnie na wernisaż. Było to moje pierwsze publiczne wystąpienie. Improwizowałam właśnie na tym fortapianie. 

Od początku miałam trudność z czytaniem nut. Dostawałam nuty, stawiałam je przed sobą i grałam. Potem szłam na lekcje muzyki i okazywało się, że nie potrafię nic zagrać. Wracałam do domu i znowu grałam. Rodzice nic z tego nie rozumieli. Nie potrafiłam powiedzieć o co chodzi. A ja po prostu wybierałam sobie kilka nut, z utworu, który otrzymywałam do nauczenia się do domu i na podstawie tych nut grałam swoje melodie i improwizacje. I to był taki zgrzyt. Ale między innymi dzięki temu rozwinęło się to tak, że teraz głównie preparuję ten instrument. Zbieram różne drobne elementy, które znajduję w lesie, na plaży, jeżdżę na targi. I używam ich później do preparacji. To jest jedna z moich ścieżek. 

Bardzo zależało mi na tym, żeby pogłębić tę relację z instrumentem. Od początku interesowało mnie to jak on oddziaływuje na wykonawcę, jaką przyjmujemy postawę, jakie wykonujemy gesty, ruchy, jak się zmienia ciało w zależności od relacji z nim. Szukałam różnych sposobów na zgłębienie tego zagadnienia. Koniec końców weszłam do tego instrumentu, preparując go sobą. Miałam na to różne pomysły. Natomiast dzień przed nagraniem przyśniła mi się preparacja tego rodzaju, że po prostu przylegam doń całkowicie i dźwięk nie jest wynikiem jednego konkretnego ruchu, ale całkowitego przylgnięcia. W ten sposób powstaje pewnego rodzaju organizm i ta wymiana jest ścisła, totalna. 

To jest instrument, który towarzyszy mi od początku mojej drogi artystycznej. W takim sensie, że nie myślałam jeszcze wtedy, że jest to w ogóle jakaś droga artystyczna. On był już obecny w moim życiu, zajmował mnie, mój czas, moje myśli. Gra na nim wiązała się z dużymi emocjami, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Cieszę się, że dzisiaj mamy możliwość zrealizować to nagranie tutaj, ponieważ co jakiś czas wracam właśnie do tego konkretnego instrumentu. I za każdym razem to spotkanie i wejście w tę przestrzeń jest dla mnie ważne i determinuje nowe sytuacje i jakości, które są dla mnie zaskakujące i budują mnie jako artystkę. 

ODKRYWCA

MO: Traktujesz ten instrument jako partnera artystycznego. Podobnie podchodzisz do relacji z miejscem, w którym działasz. Twoje działania są często site-specific. Opowiedz proszę o łódzkich miejscach, które są dla ciebie ważne, w których artystycznie działałaś.

ACH: Charakter tego miasta w dużej mierze wpływa na moją pracę z przestrzenią. Mimo że spędziłam tu całe życie, Łódź nadal mnie zaskakuje i inspiruje. Między innymi poprzez swoją kontrastowość i zestawienia tych trudno dostępnych, brudnych, chropowatych, nieprzyjaznych przestrzeni z pięknymi przestrzeniami pałacowymi. To jeden oddech, który tworzy ciekawą mieszaninę jakości. Oddychamy tą specyfiką. Poszukuję takich miejsc. Bywa, że to one mnie znajdują. Wtedy czuję się niemalże jak przybysz, odkrywca. Kiedy już takie miejsce do mnie trafia, albo ja trafiam do tego miejsca, to staram się w nim spędzić jak najwięcej czasu. Wiąże się to między innymi z nagraniami jego audiosfery. Ale nie tylko. Również sama generuję dźwięki, na przykład z obiektów, które tam znajduję. Staram się nie zakłócać zastanego pejzażu, tylko wzmacniać jego potencjał. Zależy to również od tego, czy jestem sama w danym miejscu, czy z kimś. 

Często jest to forma współpracy. Na przykład zapraszam różne osoby, żeby usiadły przed kamerą. To projekt, który realizuję już wiele wiele lat, od 2014 roku. Za każdym razem spotykamy się w Galerii Wschodniej, gdzie zaproszona osoba siada na tym samym krześle. Jest to miejsce pomiędzy dwoma pokojami. I tam, w intymnej atmosferze, czyta książkę. Bardzo mnie interesuje jak otoczenie, ta żywa scenografia, która ma swój rytm, za każdym razem daje coś innego tym, którzy tu przychodzą. Ta zależność przestrzeni i gościa – jak to się nawzajem sprzęga i w jakim kierunku zmierza. Zależy to od wielu czynników, ale można nimi zarządzać. To są w zasadzie takie dwa parametry, które powstają, kiedy masz pomysł na działanie. One się nawzajem stymulują. Z jednej strony coś jest zaplanowane, a z drugiej po prostu nie ma możliwości, żebyś odgadł co się wydarzy. To zawsze jest sprzężenie tych potencjałów i tych energii. To chyba najbardziej mnie fascynuje. Każde miejsce niesie ze sobą coś takiego i za każdym razem jest to pewnego rodzaju odkrycie. Natomiast bardzo cenię sobie momenty, kiedy w danym miejscu mogę być po prostu sama i wtopić się w nie, przy użyciu wybranych narzędzi wzmocnić jego charakter. Potem puścić to dalej, na przykład w formie instalacji, czy audioperformance’u. Spotkać się z odbiorcą. 

MIEJSCA 

MO: Jeśli chodzi o twoją współpracę z łódzkimi miejscami i łódzkimi artystami, czy mogłabyś opowiedzieć o miejscach, które były istotne dla ciebie? Wspomniałaś już o Galerii Wschodniej, spotykamy się teraz tutaj – w Muzeum Książki Artystycznej. Stworzyłaś również bardzo interesujące działanie w synagodze…

ACH: W synagodze realizowałam projekt wraz z Kubą Krzewińskim. Jest to artysta, z którym współpracuję od wielu lat, tworzymy duet artystyczny. Zrealizowaliśmy wspólnie audioperformance Międzydźwięki. Spędziliśmy w synagodze wiele dni i nagrywaliśmy zastany tam pejzaż dźwiękowy. Pracowaliśmy też z dźwiękami na miejscu, generując je za pomocą znalezionych przedmiotów. W ten sposób powstała taśma do audioperformance’u. Całość odbyła się w zupełnej ciemności. Zaproszeni goście, odbiorcy, kierowani byli przez wąską strugę światła, którą rzucałam na schody. Punktum tego wydarzenia był moment, kiedy publiczność przechodziła z jednego poziomu, z piętra, z tak zwanej galerii, na parter, przez wąskie drzwi i każdy słyszał jedno słowo wypowiedziane do ucha. To słowo wypowiadałam wiele razy tego wieczoru. Dla mnie jako artystki, ale także performerki, artystki-performerki, było to nowe doświadczenie. Wiele rzeczy wydarzyło się w czasie tego przejścia. W zasadzie to był taki rodzaj rytuału, który trwał, był rozciągnięty w czasie. I ci ludzie, jak w klepsydrze, powoli spływali na parter, w pełnej ciszy i pełnym mroku.

Istotne są też napewno przestrzenie pofabryczne. Odbywało się w nich dużo łódzkich festiwali, na których miałam przyjemność występować. Wracając do tego fortepianu – tutaj odbywała się Musica Privata, występowała łódzka orkiestra improwizatorów i tutaj, w czasie koncertu grałam, preparując ten instrument. Dużo różnych przestrzeni, dużo możliwości…

DŹWIĘK

MO: Istotne są dla ciebie różne zmysły. Z jednej strony słuch, z drugiej dotyk oraz oczywiście zmysł wzroku – zajmujesz się działaniami audiowizualnymi, gdzie nie tylko dźwięk jest istotny, ale również ten aspekt wizualny. Czy gdybyś musiała wybrać jedno z tych mediów, to które byłoby dla ciebie najistotniejsze, najważniejsze?

ACH: Nie zmusisz mnie do tego. Nie zmusisz mnie do tego i wydaje mi się, że to by było po prostu niesprawiedliwe. Nie chcę tego robić, wybierać tego, co jest ważniejsze, bo to po prostu tak nie działa. Natomiast mogę powiedzieć co było pierwsze. I wydaje mi się, że był to dźwięk. W takim świadomym sensie. Wiąże się to z doświadczeniem, które często przywołuję. Również w synagodze była to kolejna odsłona tego doświadczenia. 

Kiedy chodziłam do szkoły muzycznej w kamienicy przy Jaracza, żeby dostać się do szkoły trzeba było przejść przez bramę. Z tej gwarnej ulicy, zresztą wówczas nie za pięknej, wchodziło się w bramę i nagle docierały do ciebie zmiksowane odgłosy z sal, gdzie ćwiczyli ludzie. To wszystko tworzyło taką aurę wejścia w inny wymiar, który już wtedy świecił. Jeszcze nie wiedziałam czym świeci, ale podprogowo czułam, że to jest coś ważnego w moim życiu, że to zobaczyłam, że zobaczyłam dźwięk. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego to tak na mnie wpływa i wywołuje taką dużą emocję. Później zrozumiałam, że w tej relacji z instrumentem dzieje się bardzo dużo rzeczy, które są do odkrycia i to samo dzieje się z przestrzenią, która poza tym, że służy do pierwotnego użytku, ma swoją kolejną i kolejną warstwę. To jest kwestia spercepowania tego, a następnie użycia. Okazało się, że można użyć tego właśnie poprzez sztukę. W taki sposób pracować z przestrzenią… Mam tu na myśli przestrzeń stricte dźwiękową. Ponieważ można pracować nie tylko z dźwiękiem, który uda nam się zagrać, ale też z tym, który nas otacza, który jesteśmy w stanie uchwycić. Już nie mówiąc o tym, że samo ciało generuje bardzo dużo dźwięków. Jesteśmy wielką maszyną do produkowania dźwięków w życiu codziennym. 

IMPROWIZACJA

MO: Jeśli chodzi o dzisiejszą improwizację na fortepian, drabinę i dwa ciała oraz ciało dziecka i różne małe drobne obiekty – jak ją postrzegasz?

ACH: To jest ten element w twórczości, który jest dla mnie bardzo ważny. To o czym wspominałam na początku naszej rozmowy, sprzężenie dwóch wymiarów, czyli tej jakości, z którą my wchodzimy… Poprzez nasze doświadczenie jesteśmy już wyuczone pewnych gestów, znamy swoje możliwości, wiemy jak się mniej więcej zachowamy w określonej sytacji, ale spotykając się w danym miejscu i wchodząc w przestrzeń, to zawsze generuje nową jakość. To jest ta transformacja, która jest chyba najciekawsza. Czyli co wyniknie ze sprzężenia jakości zastanej i potencjału miejsca. Chodzi o wątek eksperymentu, który zawsze zmierza do odkrycia czegoś, czego wcześniej się nie wiedziało, na przykład o sobie. O sobie w sensie – w konstelacji z drugim człowiekiem – ale też w nowym życiowym trybie. Jest dużo aspektów, które znamy, ale też takich, które są do odkrycia.

MO: Jeśli chodzi o naszą współpracę, to nie jest pierwszy raz, kiedy się artystycznie spotykamy. Zrealizowałyśmy razem działanie w łódzkiej żwirowni, był to video performance inside. Wcześniej spotkałyśmy się na wystawie PLEXUS. Wystawa ta polegała na artystycznych spotkaniach, zderzeniach dwóch artystek, artystów. Czy możesz podzielić się refleksją dotyczacą tych dwóch wydarzeń?

ACH: Które pierwsze? Ułatw mi to zadanie.

MO: Może zacznijmy od PLEXUSA.

ACH Korespondencja. Korespondencja z tobą i z twoją pracą. To był moment, kiedy realizowałam pracę wideo, będąc jeszcze pod dość dużym wpływem Mai Deren i przemierzałam przestrzenie podobne, ale odległe od siebie. Były to łódzkie przestrzenie pałacowe, pałac w Radziejowicach i pałac w Wenecji. Tam multiplikowałam się na rzecz zobaczenia siebie w tych okolicznościach i sprawdzenia, podążając właśnie za dźwiękami, gdzie się skieruję, gdzie będę chciała pójść. Odnalazłam dialog z twoją pracą, w której ty również multiplikowałaś się i szukałaś porozumienia z fabryczną przestrzenią. Bardzo mi się podobało, że to jest zderzenie, takiej, nie bójmy się tego słowa, wymuskanej, pięknej przestrzeni, z brudnym charakterem twojej. To ze sobą korespondowało. A jednocześnie, podskórnie czułam, że w tych pracach jest tak naprawdę podobna emocja. I że podobna emocja kieruje nami przy ich realizacji. 

FENOMEN CIAŁA I MIKRORYTUAŁY

ACH: Inside to jest po prostu niezwykłe połączenie ciała z materią, czy to błotem, czy wodą, czy piaskiem, korzeniami, kamieniami. Za każdym razem jest to dla mnie fascynujące jak ludzkie ciało przybiera niesamowite formy, w momencie, kiedy zostanie zanurzone w jakieś materii i jawi się nagle jako coś innego, nowego. Widziałam w tym splocie bardzo dużo. I to jest chyba naprawdę taka przestrzeń, którą przez dłuższy okres w życiu można by eksplorować, żeby zrozumieć na czym ten fenomen ciała polega. Już nie mówiąc o takich rzeczach czysto wrażeniowych, że ta skóra wyglądała czasami jak skóra słonia, albo nagle stała się jakąś mapą, konstelacją, na której widzę miasta, czy inne sytuacje. To jest dla mnie inspirujące w takim sensie, że potem mam dużą chęć popchnąć to dalej i zobaczyć, czym może to być w dalszej transformacji. Ważne było również to, że jest tam język. Używałaś nagrań, które były czytane w różnych rdzennych językach i które traktowały o imionach. To, w połączeniu z mową ciała, oddechem, łączyło się w spójną komórkę. Myślę, że ta praca to właśnie taka komóreczka, w której mieszczą się poszczególne elementy. Istotny był też to, że nie wiedziałyśmy co się wydarzy, w momencie, kiedy znajdziemy się w danym miejscu. To były takie mikrorytuały, które były przeze mnie nagrywane. Wierzę w takie rytuały. 

MO: Dla mnie ta współpraca była bardzo interesująca. Mój organiczny performance w przestrzeni, gdzie ciało stapia się ze światem wokół, twoja obecność z, albo zza kamery, towarzysząca, a wręcz uczestnicząca. Miałam poczucie partnerstwa w tej relacji. Ważne jest również to, że stworzyłaś do tego działania dźwięki. Dzięki temu nasza współpraca była wielopoziomowa i organiczna. Na zakończenie powiedz proszę jakie są twoje najbliższe plany artystyczne.

AKUZMATYKA I MROK

ACH: Mam taką pokusę, i pierwsze próby zostały już zrealizowane, żeby wrócić do medium jakim jest fotografia. W gruncie rzeczy, nie byłam do tej pory na to gotowa, żeby fotografia wybrzmiała w mojej twórczości. Chcę do niej wrócić, odkryć ją na nowo. Na FotoFestiwalu (2021) pokazywałam mój ostatni cykl Lodzer Miflecet. Wiązał się między innymi z podróżowaniem, spacerami nocnymi po mieście, wyszukiwaniem miejsc. Ten czynnik przestrzenny był dla mnie bardzo ważny. 

Ale też bardzo ciekawa wydaje mi się sytuacja połączenia fotografii z dźwiękiem. To jest taki wątek, który nie jest wystarczajaco zbadany w moich działaniach. Chciałabym pracować więcej z fotografią i z dźwiękiem. Pociągającą ideą jest realizacja, czy to performance’ów, czy to wystaw, instalacji akuzmatycznych, czyli w odcięciu zmysłu wzroku na rzecz wzmocnienia zmysłu słuchu. Zależy mi na tym, żeby takie prace były jak najbardziej organoleptyczne, czyli odbierane całkowicie cieleśnie, jak na przykład Black of Granule, w ramach którego realizowałam wraz z Kubą Krzewińskim koncerty w ciemności, audioperformance’y dla jednego słuchacza. Dla jednego słuchacza, ale oczywiście było ich bardzo dużo w ciągu jednej nocy, czy wieczoru. I to jest chyba ten wątek, który chciałabym poszerzyć. Tak jak zrealizowałam projekt interaktywnych obrazów, które reagowały na ruch, teraz przyszedł czas na to, żeby zrobić prace, które reagują na wiązki światła. A takie właściwe środowisko dla nich, to jest właśnie mrok. 

MO Super! Dziękuję bardzo.

ACH Dziękuję.

Performance: Aleksandra Chciuk, Marta Ostajewska i Natan Szychowski, fortepian, drabina i drobne obiekty dźwiękowe

Serdeczne podziękowania dla pani Jadwigi Tryzno, za udostępnienie przestrzeni Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi.

Łódź 2021

Back To Top